"Bling Ring" - nowy film Sofii Coppoli

Wczoraj przeglądając Vogue'a trafiłam na artykuł dotyczący nowego filmu mojej ulubionej reżyserki, Sofii Coppoli.
W poście sprzed ponad roku opisałam wcześniejsze cztery filmy tej reżyserki: Przekleństwa niewinności, Między słowami, Maria Antonina i Somewhere. Między miejscami. Wg mnie Sofia Coppola jest prawdziwym mistrzem w budowaniu pięknych obrazów i sprawnych filmowych opowieści. Jej filmy mają ten genialny klimat, który z jednej strony wciąga swoja tajemniczością, z drugiej zachwyca i zaskakuje. Dlatego też bardzo się ucieszyłam, że do kin wchodzi kolejny film przez nią reżyserowany.
Niedawno na ekranach multipleksów wyświetlany był kontrowersyjny film Spring Breakers. Jeszcze go nie widziałam, ale z tego, co się zdążyłam zorientować dotyczy on młodego pokolenia nastolatków, którzy nie myślą o przyszłości, za to lubią korzystać z możliwości tego świata. Po krótkim przeglądzie recenzji na temat filmu Bling Ring kojarzę, że w tym filmie również poruszana jest ta tematyka. Z kilkoma różnicami. Po pierwsze fabuła opiera się na faktach. Po drugie degeneracja nastolatków nie opiera się na różnego rodzaju grzesznych rozrywkach, tylko na chorej fascynacji luksusowym życiem celebrytów (btw bardzo ciekawy temat współczesnych czasów). Po trzecie zamiast gwiazd z Disney Chanel, tj.  Selena Gomez czy Vanessa Hudgens, w obsadzie Bling Ring znajdują się nazwiska tj. Emma Watson czy Katie Chang, które pomimo młodego wieku zdążyły już dowieść swojej dojrzałości filmowej. A po czwarte za temat wzięła się Sofia Coppola, której warsztat reżyserski jest po prostu rewelacyjny. Spodziewać się można z pewnością pięknych ujęć, rewelacyjnych zdjęć, delikatnego klimatu i zaskakujących zwrotów akcji.

Już teraz bardzo czekam na ten film...! To już kolejny w kolejce do obejrzenia po powrocie z Paryża (mam nadzieję, że będzie jeszcze w kinach...).
Poniżej trailer:

Sen

Śpiąc średnio 8 godzin dziennie przesypiamy ok. 1/3 naszego życia. To znany frazes w strefie rozmów o śnie i zdrowiu. Jednak kto we współczesnych czasach śpi średnio 8 godzin? Popytałam wśród znajomych. Średnio może będzie 7, bo raz 4,5 a raz 9 :) A przecież z dnia na dzień ilość obowiązków przybywa, więc czasu na sen będzie tylko mniej. A jego wpływ na zdrowie w międzyczasie ani trochę nie zmalał. No właśnie. Co więc zrobić, żeby w tych ciężkich dla snu czasach (bo muszę w końcu wszystko zrobić, najwyżej się nie wyśpię) po prostu się wysypiać? Jak się okazuje jest kilka chwytów, które mogą to umożliwić. Poniżej postaram się przedstawić moje ulubione.
1. Sen potrzebuje odpowiedniego miejsca.

Kiedyś większość ludzi miało sypialnię. Teraz właściwie nie znam osoby w moim wieku, która posiadałaby pokój przeznaczony tylko na sen. Wiadomo, kiedy ma się sypialnię, można ją urządzić tak, żeby już wchodząc oczy same się zamykały. Ale wracając do sytuacji, w której ma się po prostu łóżko czy nawet zwykły materac - co zrobić, żeby było to odpowiednie miejsce do snu? Poniżej kilka prostych sposobów:
-wygodne łóżko/materac, ale również pościel, a przede wszystkim poduszki, to podstawa dobrego snu, warto w to zainwestować
-usuń wszystkie elementy rozpraszające wokół łóżka (np. zdjęcia)
-temperatura w pomieszczeniu w trakcie snu nie powinna przekraczać nawet 18 stopni, to dobrze działa nie tylko na cerę, ale także na mocny sen
-warto dbać o odpowiednie nawilżenie pokoju, np. używając specjalnego nawilżacza albo kładąc mokre ręczniki na kaloryferach
-śpij przy wyłączonym komputerze, telewizorze, radiu, świetle, zasłoniętych oknach itp.
-osobom, które mieszkają przy ulicy, z której dochodzi nie tylko światło, ale także hałasy, polecam korzystanie z gadżetów tj. zatyczki do uszu i opaska na oczy, które pozwalają się odciąć od całego świata
-ukryj zegary, które przypominają o uciekającym czasie w momencie, gdy nie możemy zasnąć - świadomość czasu jeszcze bardziej stresuje
-łóżko powinno kojarzyć się przede wszystkim ze spaniem, a nie czytaniem, pracą czy jedzeniem, dlatego warto unikać wykonywania tam przeróżnych dziennych czynności
2. Sen potrzebuje odpowiedniego przygotowania.

Przed snem oprócz odpowiedniego wywietrzenia pomieszczenia w którym się śpi, niezależnie od pogody na zewnątrz wybrać się na dłuższy spacer, a następnie wziąć ciepłą i relaksującą kąpiel z dodatkiem olejków i przy dźwiękach odprężającej muzyki.
Tuż przed snem należy unikać dużego wysiłku fizycznego czy intelektualnego, raczej wykonywać bierne czynności, powoli przygotowując ciało do snu.
Z drugiej strony staraj się zmęczyć trochę w ciągu dnia, m.in. wykonując ćwiczenia. Jednak unikaj sytuacji stresujących lub odpowiednio zarządzaj swoim stresem lub korzystaj z uspokajających ziół, tj. melisa.
Z innych czynności wspomagających szybkie usypianie warto zwrócić uwagę na "zbliżenie intymne" (mówiąc językiem medycyny), które działa relaksująco i odprężająco, a także wpływa na uwalnianie hormonów pozytywnie działających w ośrodkach snu w mózgu.
W momencie, kiedy nie można usnąć, należy po prostu wstać i porobić coś spokojnego i odprężającego, np. poczytać (jednak coś innego niż horrory czy kryminały).
3. Sen potrzebuje odpowiedniego czasu.

Już od dłuższego czasu staram się odrobinę sterować długością mojego snu. Przede wszystkim przywiązuję dużą uwagę do faktu, że to nie długość snu powoduje, że jesteśmy wypoczęci po przebudzeniu, ale liczba pełnych cykli snu. W skrócie jeden cykl snu trwa 1,5 godziny, należy zatem spać wielokrotność 1,5 godziny, tj. 3/4,5/6/7,5 godziny...

Tak, jak z jedzeniem, regularność też odgrywa przy śnie istotną rolę. Warto kłaść się do łóżka o tej samej porze (z tolerancją do pół godziny), a także dopiero wtedy, gdy chce się naprawdę spać (wyczuć swój zegar biologiczny, o czym zaraz). Nawet jeśli później położymy się spać, warto wstać o tej samej, co zwykle porze. Dzięki regularności po jakimś czasie zacznie nam się chcieć spać o tej samej porze i oba warunki będą w naturalny sposób spełnione.
4. Sen potrzebuje odpowiedniej diety.

To bardzo ważne - ciężkostrawne jedzenie utrudnia zasypianie. Ogólnie ostatni posiłek (najlepiej składający się z produktów tj. ryby, drób, ciepłe mleko z miodem, gorzka czekolada - zawierają tryptofan - aminokwas podnoszący poziom serotoniny, czyli hormonu pozwalającego się odprężyć) powinno się spożywać na ok. 3 godziny przed snem. Oczywiście cola i kawa czy herbata nie powinny się znajdować w menu na drugą połowę dnia.
5. Skowronek czy sowa, a może typ mieszany?

Zidentyfikowanie swojego rytmu jest możliwe tylko w oderwaniu od prawdziwego życia, ponieważ zwykle codzienność jest łagodniejsza dla skowronków, za to uniemożliwia sowom spanie do 12. Mimo to zidentyfikowanie swojego chronotypu potrafi być pomocne w planowaniu dnia (zwłaszcza freelancerom). Znajomość swoich możliwości zdeterminowanych przez chronotyp, pory największej koncentracji i formy intelektualnej, można dobrze wykorzystać, chociażby planując ważne spotkania czy naukę.

Psychologowie do ustalenia chronotypu używają Morningness-Eveningness Questionnaire, składającego się z 19 prostych pytań dotyczących stylu życia i preferencji, tj. "o której godzinie wstałbyś w sytuacji, kiedy plan całego dnia zależy tylko od Ciebie?", "jak bardzo zmęczony czujesz się w ciągu pierwszej pół godziny od wstania rano?". Taki test można sobie zrobić tutaj (w jęz. ang.).

Niestety albo "stety" ja nie odnalazłam swojego chronotypu na podstawie tego testu, co dla mnie oznacza, że mogę sobie układać dzień wg intuicji i różnych czynników zewnętrznych. Mogę się także sugerować dobowym zegarem biologicznym człowieka, który kieruje prawie 50 podstawowymi funkcjami fizjologicznymi człowieka, tj. rytm zmian temperatury ciała, krążenia, oddychania, aktywności układu pokarmowego, hormonalnego czy nerwowego. Przeciętnie najniższe ciśnienie krwi człowiek ma ok. godz.9 rano, najwyższe ok. godz. 18. O 18 występuje także maksimum częstotliwości pracy serca. Przeciętnie organizm najsprawniejszy jest w dwóch porach: 9-13 i 16-18, kiedy to spotęgowana jest praca wszystkich zmysłów. Wydajność ta ma spadek zazwyczaj między 3 a 4 w nocy oraz 13 a 15 po południu.

Jeśli jednak w teście wychodzi albo skowronek albo sowa, warto jest zwrócić uwagę na swój cykl dniowy i tak organizować czas, żeby wykorzystywać swoje wzloty i upadki formy umysłowej i fizycznej.


6. Alternatywa - drzemka.

Drzemka zawsze kojarzyła mi się z emeryturą ;) przecież teraz nie mam czasu na drzemki! ... a może jednak warto by się było nad tym zastanowić? W ostatnich badaniach naukowcy z US Department of Veterans Affairs Medical Center potwierdzili, że drzemka potrafi być ratunkiem w tych szalonych czasach wypełnionych permanentnym zmęczeniem. Wg nich już 8,5-minutowa drzemka stanowi prawdziwy zastrzyk energii w ciągu dnia, poprawia funkcje poznawcze i czujność. Tyle właśnie wystarcza do skutecznej poprawy koncentracji i zwiększenia wydajności pracy. Może więc warto wykorzystać czasem te 8,5 minuty na drzemanie? :)
Sporo przydatnych rad odnośnie dobrego snu znajduje się na tej stronie.
Wg mnie dobry sen zależy też od poczucia bezpieczeństwa. Ja mam kochaną małpkę Ote, z którą śpię tutaj we Francji, żeby nie czuć się samotnie :)

Paris - Vogue

Francja posiada oczywiście swoje wydanie najlepszego na świecie magazynu dotyczącego high fashion - Vogue. To właśnie Vogue jest moją jedyną pamiątką, jaką już tradycyjnie od 5 lat "zabieram" ze sobą z każdego państwa, które odwiedzam. Dlatego oczywiście nie było możliwości, żebym nie przywiozła go ze sobą i teraz.

W numerze sporo jest zdjęć polskich modelek: Anja Rubik (główna sesja), Magdalena Frąckowiak, Monika JAC Jagaciak.

Wydanie jest zdecydowanie bardzo wakacyjne. Wiele w nim kolorów związanych z safari, a także strojów kąpielowych, morza... nagości. Tak, w sumie to byłam odrobinę zszokowana ilością nagości w tym numerze. To jednak nie zmniejszyło przyjemności lektury na świeżym powietrzu późnym wieczorem (w Paryżu o 22 na dworze jest jeszcze jasno).
A to ja w swoich nowych butkach w drodze do pracy. Jak się wczoraj okazało to męskie buty! Jednak wcale mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Czuję się w nich jeszcze bardziej ... dostojnie :) A do tego okazało się, że buty są nie byle jakiej marki, tylko ... Paula Smitha - projektanta znanego z elegancji i szyku oraz dbałością o jakość i każdy szczegół :) Poniżej zdjęcie butiku Paula Smitha niedaleko pl. de Concorde. Okazuje się, że ceny butów zaczynają się tam 450 Euro... :D chyba nie przepłaciłam!


Na dzisiaj jak zwykle trochę przyjemnej muzyki:
 

30 before 30

Normalnie jestem przeciwniczką takich list. Jednak spacerując późnym wieczorem po Paryżu zrozumiałam, że obecnie wiele się dzieje u mnie w życiu, a że mam skłonność do organizowania i weryfikowania  wszystkiego, to może przydałaby się jakaś lista, dzięki której mogłabym skontrolować jak wiele na to, co chciałam, udało mi się zrealizować. Nie będzie to lista typu najbardziej szalone rzeczy do zrobienia w życiu, bo taka po prostu nie jestem. Chcę też przekonać się o tym, czego tak naprawdę pragnę od życia w najbliższych latach. Zatem czas zacząć!


Lista 30 spraw, które chciałabym przeżyć przed 30 rokiem życia:
  1. Biegać codziennie ze swoim dużym psem.
  2. Jeździć rowerem po Berlinie.
  3. Kupić sobie buty, torebkę albo sukienkę z któregoś z ulubionych luksusowych domów mody (Chanel, Jill Sander, Alexander Wang, Christian Dior, Louis Vuitton, Chloé, Yves Saint Laurent...).
  4. Mieć własny szezlong i biblioteczkę.
  5. Nauczyć się francuskiego, hiszpańskiego i niemieckiego przynajmniej do poziomu B2.
  6. Nauczyć się gotować/piec moje ulubione skomplikowane dania (zupa soczewicowa, pad thai, krewetki w curry, pierogi)  i słodkości (tarta cytrynowa, karmelowy sernik, tort bezowy, makaroniki, trufle) oraz dekorować ciasta i ciasteczka.
  7. Nauczyć się grać któryś z moich ulubionych utworów Chopina.
  8. Nauczyć się robić infografiki i korzystać z różnych graficznych programów komputerowych.
  9. Nauczyć się robić własny chleb i konfitury.
  10. Odwiedzić jakiś kraj w Azji, obcować z egzotycznymi zwierzętami.
  11. Odwiedzić Nowy Jork.
  12. Pobiec w maratonie.
  13. Powiększyć rodzinę i za każdym razem organizować idealne baby shower ;)
  14. Pracować na wymarzonym stanowisku.
  15. Przeczytać całą Biblię od początku do końca.
  16. Przeczytać przynajmniej połowę pozycji z BBC's 100 books to read before you die list.
  17. Przez jakiś czas mieszkać w Paryżu.
  18. Słuchać koncertu we wiedeńskiej filharmonii.
  19. Uczestniczyć w koncercie Florence and The Machine.
  20. Uczestniczyć w przynajmniej jednym do roku festiwalu filmowym.
  21. Uczestniczyć w rejsie na morzu (najlepiej chorwackim!).
  22. Wyhodować własną wielką roślinę.
  23. Wykąpać się w morzu o wschodzie słońca.
  24. Wypić z mężem szampana w trakcie pikniku na trawie.
  25. Zabawić się w chowanego i w ganianego oraz odwiedzić jakiś świetny park rozrywki i aquapark.
  26. Założyć prawdziwy album ze zdjęciami dla mojej rodziny.
  27. Zjeść najpyszniejsze gofry z bitą śmietaną i świeżymi owocami u p. Irenki w Lublinie.
  28. Zjeść prawdziwą włoską pizzę w restauracji La Gatta Mangiona w Rzymie.
  29. Zorganizować idealne garden party.
  30. Zrobić własne wino domowej roboty.



Poniżej kilka przykładowych list znalezionych w sieci:

Na koniec jakaś piosenka, która dzisiaj wpadła mi w ucho:


Paris - haute couture

Haute couture tłumacząc bezpośrednio z francuskiego to "wysokie krawiectwo". Jest to inny rodzaj mody luksusowej, wyższy. Domy mody, które używają tej nazwy są zobowiązane do przestrzegania pewnych warunków, tj. szycie ręczne w atelier domu, określoną powierzchnię używanego materiału, liczbę pracowników, krawców (tylko z rekomendacjami) i modelek (przynajmniej 30 na jedną kolekcję), posiadanie przynajmniej dwóch atelier i organizowanie przynajmniej dwóch pokazów różnych kolekcji na rok. Wymogów jest dużo. W końcu nie każdy może być haute couture, bo nie byłoby to aż tak ekskluzywne :)
Innymi charakterystycznymi cechami dla haute couture jest monstrualna cena (niektóre ceny sięgają nawet 100 000 EUR) oraz niepowtarzalność kreacji (ze względu na kosztowność oraz wykonanie ręczne zazwyczaj każda kreacja występuje tylko w jednym egzemplarzu).
Hôtel de Ville (paryski ratusz) zorganizował niesamowitą wystawę Paris haute couture. To własnie Paryż jest kolebką tego sektora mody luksusowej. Wejście na wystawę jest darmowe. Wystawa potrwa jeszcze do 6 lipca (na pewno nie raz tam jeszcze zajrzę).
Ekspozycja składa się z dwóch części. Pierwsza to pewnego rodzaju wstęp do historii projektowania haute couture. W gablotach znajdują się szkicowniki takich artystów jak Karl Lagerfeld, Jean Paul Gaultier czy Yves Saint Laurent. Oprócz szkiców na pierwszą część ekspozycji składają się pierwsze projekty, zdjęcia kawałki materiałów, dekoracje używane przy szyciu i kilka szczególnych kreacji, a także filmy, na których widać pracę w domu mody haute couture i ręczne szycie, zdobienie itp. To wszystko nadaje pewien zarys czym w ogóle jest haute couture i jak wyglądała jego historia.



Druga część wystawy składa się z kilkudziesięciu damskich kreacji haute couture różnych domów mody z całego XX wieku. Wśród projektantów i domów mody znajdują się Nina Ricci, Christian Dior, Riccardo Tisci z Givenchy, Balmain, Balenciaga, Pierre Cardin, Yves Saint Laurent, Jean Paul Gaultier, Lacroix, Chanel, Worth... niestety w tej części nie można było robić zdjęć. Choć z drugiej strony pewnie zamiast skupić się na podziwianiu tych dzieł sztuki fotografowałabym na bloga jedno za drugim, jako moje ulubione. Także wyszło dobrze, a zdjęcia mam z sieci.
Najbardziej podobały mi się kreacje:
-wg domu mody: Christian Dior (robe de soir), Balenciaga (robe de soir) i Chanel (robe de aprés midi)
-wg lat XX wieku: kreacje z lat 20-tych, 50-tych oraz współczesne

Dzisiaj delikatna ścieżka dźwiękowa pięknego francuskiego filmu Intouchables.

Paris - l'église

Wczoraj pierwszy raz podczas tego wyjazdu uczestniczyłam we francuskiej mszy świętej (w Paryżu jest wiele mszy po polsku, czasem całe parafie, dlatego do tej pory tam chodziłam). To było dla mnie z wielu względów niesamowite przeżycie. Msza miała miejsce w kościele Saint-Germain-Des-Prés przy bulwarze Saint Germain. Świątynia pochodzi już z XI wieku. W kościele jest obecny polski pierwiastek - w 1669 roku opatem klasztoru został Jan II Kazimierz Waza, którego serce po śmierci zostało pochowane właśnie w tym miejscu.
Mieszkając w Polsce przywykłam do myśli, że Kościoły na zachodzie świecą pustkami, że istnieje wielki problem związany z katolicyzmem. To prawda, wśród francuzów jako katolicy deklaruje się 51 % społeczeństwa, a chodzi regularnie do kościoła tylko o. 6-8% ludności (wg sondażu CSA 2007). Wiem, że moja opinia opiera się na wizycie w jednym kościele, jednak rozmawiałam na ten temat już z innymi Polakami, mieszkającymi w Paryżu i się z nią zgadzają.

Na wczorajszej mszy Kościół był pełny, sporą większość stanowili młodzi ludzie. Tylko jednostki nie przyjęły Komunii Świętej. Może w innych kościołach panują pustki lub po prostu jest dużo mniej mszy świętych podczas jednego dnia, ale mimo wszystko - nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że jest więcej ludzi niż  w wielu Polskich kościołach

W momencie przekroczenia progu świątyni stało się dla mnie jasne, że jest to miejsce skupienia i wyciszenia. Nikt właściwie nie kręcił się, nie rozglądał, nie szeptał. Większość osób po prostu siedziała w skupieniu czekając na mszę świętą. Na krzesłach rozłożone były kartki ze słowami pieśni i psalmu na tę mszę. Msza rozpoczęła się procesją przez środek kościoła razem z kadzidłem. Dwóch księży, pięciu ministrantów. Poniżej wymienię kilka elementów, które były dla mnie nowe na tej mszy, a które bardzo mi się podobały i które świadczyły o tym, że kościół katolicki to wspólnota świadomych ludzi. (kolejność punktów nieistotna)

1. Przekazywanie znaku pokoju odbywało się w rodzinnej wręcz atmosferze. Ludzie się przytulali, całowali w policzki, mocno ściskali za dłonie patrząc w oczy, z uśmiechem.
2. Ksiądz podczas wygłaszania kazania wyszedł przed ołtarz z mikrofonem, bliżej wiernych świeckich i stamtąd przemawiał, odwracając się do wszystkich osób. Homilia była bardzo teologiczna, logiczna i pełna można powiedzieć praktycznych wskazówek na przekładanie wiary i Ewangelii na własne życie oraz prawidłowe rozumienie Pisma Świętego.
3. Śpiewy prowadzone były przez wiernych świeckich, którzy w trakcie, gdy ludzie mieli coś śpiewać dyrygowali tak, aby ułatwić załapanie rytmu. Wiele części mszy św. było w formie śpiewanej. Tak, jak wcześniej pisałam każdy wierny dostawał kartkę ze słowami, ułatwiającą branie aktywnego udziału w całej mszy. Ogólnie odnosiłam wrażenie, że cała zbiorowość znajdująca się na mszy była chórem, którym dyryguje dyrygent. Poza tym wszyscy śpiewali i nikt nie wyszedł przed końcem pieśni na wyjście.
4. Ludzie klękali w momentach rożnych, nie konkretnych dwóch, tak jak jest to w Polsce. Oddawali cześć w sposób świadomy i wybrany przez siebie - niektórzy od klękania wybierali pokłon, inni klęczeli przez większą część liturgii eucharystycznej, inni tylko w niektórych momentach. Wszystkie te gesty były jednak wypełnione czymś, co mogłabym nazwać indywidualnym, wręcz intymnym oddawaniem czci
5. Tzw. tacę zbierali sami wierni przekazując sobie koszyk z rąk do rąk.
6. W trakcie obrzędów Komunii Świętej kilku wiernych stało wraz z duchownymi za ołtarzem i jakby aktywnie w nich uczestniczyli. Kiedy zaczęło się rozdawanie Komunii wszyscy po kolei wychodzili z ławek, każdy przepuszczał osoby z ławki przed nim. Wszystko odbywało się w niesamowitej kulturze i takiej sprzyjającej intymnemu momentowi skupienia atmosferze.
7. Ogłoszenia były krótkie i odbywały się na stojąco. Ogólnie więcej niż w Polsce się stało, a dużo mniej siedziało (chyba tylko podczas części liturgii słowa).
8. W kościele panowała niesamowita atmosfera: wspólnoty, skupienia, czci, powagi.

Tak więc mogę tylko powiedzieć, że chciałabym żeby zamiast martwić się, że i w Polsce będzie tak niewielu wiernych w kościołach, należy wzorować się na pewnych elementach francuskich mszy świętych, jeżeli mogę to tak nazwać. Oczywiście, w wielkości tkwi siła, dlatego im więcej wiernych, tym lepiej. Jednak oprócz ilości w skali państwa w wierze najważniejsza jest jej jakość. Tylko dzięki mocnemu i ugruntowanemu światopoglądowi wiernych, katolicyzm nie będzie ciągle wyszydzany, tak jak często to się zdarza w Polsce.

Zmieniając temat - dzisiaj był po prostu najpiękniejszy dzień od mojego przyjazdu. Paryż mnie zachwycił, a to wszystko dzięki pięknej pogodzie. Było ok. 18 stopni (w słońcu pewnie więcej) i przepiękne słoneczko. Udało nam się sporo pospacerować. Odwiedziłam miejsca tj. hôtel de ville z genialną wystawą Paris haute couture, którą opiszę w następnym poście, Arènès de Lutèce (skwer z pozostałościami rzymskiej starożytnej areny, gdzie ucięłam sobie sjestową drzemkę na trawie i słoczneku), Jardin des Plantes (główny ogród botaniczny Paryża), meczet paryski (właściwie bardziej z zewnątrz niż wewnątrz, ale mimo wszystko było to dosyć egzotyczne), port de l'Aresenal (przez chwilę poczułam zew żeglarski, świetny port pełen kutrów i jachtów), Place de la Bastille z wielką kolumną upamiętniającą rewolucję lipcową 1830 i z nowoczesnym budynkiem Opéra Bastille. Spora część spacerów skupiła się na niesamowitym bulwarze Saint-Germain. Poniżej kilka zdjęć z dzisiejszych voyages.

  




Paris - marché

Dzisiejszą niedzielę mogę ze spokojem nazwać lazy sunday, bo we Francji też używa się tego stwierdzenia, jednak już próbując przełożyć to na francuski niech będzie paresseux dimanche. Właściwie całą spędziłam ją samotnie (wieczorem czeka mnie jeszcze wspólne wyjście do kościoła na Saint-Germain-des-Pres, a potem imprezka, także los się odmieni). Dzień ten wyjątkowo mi się podobał. Paryż to bardzo dobre miejsce do samotnego spędzania czasu: spacerując, czytając gazety i książki na którymś z metalowych krzeseł Ogrodu Luksemburskiego, przesiadując w parkach i kawiarniach... jednak nie dlatego jestem tak bardzo zadowolona. W trakcie samotnych voyages nareszcie udało mi się znaleźć idealne buty à la parissiene. Ale do tego wrócę za moment.
Tak, tak. To wszystko można kupić w tych przecudnych paryskich pâtisseriach... :) Nie grzeszę oryginalnością i do moich ulubionych zaliczam macarons roses avec de la confiture de fraise. Wracając do tematu lazy sundays.

Większość Paryżan zamiast samotnie, spędza swoje niedziele na spotkaniach towarzyskich w różnej formie. Czy to wspólny spacer po parku, kawa i makaronik w pâtisserie, obiad w restauracji, czy szampan na trawie. Ważne, żeby dobrze się bawić i odpoczywać. Wielu z nich wybiera także aktywną formę spędzania czasu, co się przejawia w tłumach biegających po Ogrodzie Luksemburskim. Jeszcze inna grupa osób woli zakupy. Jednak nie te standardowe, ponieważ we Francji wszystkie sklepy w niedzielę są zamknięte (kraj laicki i dla wszystkich jest to normalne, a u nas taka dyskusja o to...). Spora część Paryżan niedziele spędza na rozmaitych targach.

Niedziela w Paryżu to dzień targowy. Większość tzw. marchés jest otwieranych czy rozkładanych tylko w siódmy dzień tygodnia, a czasami nawet nie w każdy. W wielu miejscach profesjonalni kupcy i amatorzy (np. całe rodziny czy nastolatki) sprzedają swoje zdobycze vintage. W innych miejscach można natrafić na targi owocowo-warzywne, rybne, mięsne... można by długo wymieniać. Ja jednak skupię się na tych pierwszych.

Niestety, na samotne wycieczki nie wzięłam aparatu, dlatego nie udało mi się uchwycić tego na zdjęciach (choć nic straconego, bo na pewno jeszcze nie raz przejdę się wśród tych licznych kolorowych straganów, na razie zdjęcia targów, które zamieszczam pochodzą z sieci). Tak jak już mówiłam sprzedawcami są nie tylko profesjonalnie się tym zajmujące osoby, ale też, a właściwie przede wszystkim, pasjonaci, zbieracze oraz zwykli posiadacze rzeczy, które już im się nie podobają, a mogą się innym spodobać i przy okazji na tym zarobią. Przykładem takich sprzedawców na targach vintage są nastoletnie koleżanki, które uzbierały ze swoich szaf rzeczy, których już nie noszą i razem je sprzedają. Ja swoje buty kupiłam u bardzo sympatycznej rodziny, u której oprócz ślicznych włoskich butów można było znaleźć biżuterię i ubrania. Rzeczy są w bardzo różnych cenach, jednak zawsze odstają od tych sklepowych. Co mnie zaskoczyło pełno tam markowych ubrań z sieciówek typu ZARA. Także nic, tylko latać w niedzielę po najróżniejszych targach :)

Czas pochwalić się moim nabytkiem ;) Buty są skórzane, super wygodne i dobre rozmiarem. Typ sztybletów. Właściwie "nówki" i do tego zupełnie w stylu parisienne (choć made in Italy :p). Po prostu idealne!



A na koniec ze względu na to, że jest dzisiaj 26 maja, Dzień Matki:
Chère Mère! Des belles fleurs pour Toi à l'occasion de Ta fête!
A na koniec trochę delikatnej muzyki. Al Green i Let's stay together.

Paris - la bohéme

Do Paryża nareszcie wróciła pogoda! mam nadzieję, że już na długo. Podobnie tegoroczny maj we Francji jest najzimniejszy od XIX wieku! Z szafy mogłam wreszcie wyciągnąć inne ubrania niż nosiłam przez ostatnie dwa tygodnie, a biegając rano rozbolały mnie mięśnie... twarzy, od mrużenia oczu przy słońcu. Dzisiaj dzięki słoneczku potem jeszcze udało nam się odbyć już tak długo odkładany piknik (co prawda krótki i na ławce, a nie trawie, ale zawsze to coś!).

To zupełny banał, że Paryż to miasto artystów. Dziś odwiedziłam najbardziej artystyczny fragment Paryża - Montmartre, który leży na wzgórzu w XVIII dzielnicy. Już od połowy XIX wieku było to ulubione miejsce paryskiej artystycznej cyganerii. Obecnie jest to bardziej obszar turystyczny, gdzie można się poczuć jak na ulicach egiptu - ze wszystkich stron coś Ci próbują wcisnąć, zrobić Ci portret, zabrać Cię gdzieś itp..

Dzielnica ta różni się znacznie od reszty Paryża, właściwie swoimi wąskimi uliczkami, starymi kamienicami i brukowanymi ścieżkami bardziej przypomina włoską. Nie ulega wątpliwości, że Montmartre jest warty odwiedzenia ze względu na swój nastrój i piękne budowle i miejsca. Oprócz sławnej bazyliki Sacré Coeur (spod której roztaczają się przecudne widoki na cały Paryż), na Montmartre znajdują się takie atrakcje turystyczne, jak piękny cmentarz z grobami rozmaitych osobistości, m.in. Emila Zoli, Juliusza Słowackiego, Edgara Degasa, kościół St-Pierre, plac du Tertre itp..


Dla fanów filmu "Amelii" jest to szczególne miejsce ze względu na to, że akcja tej komedii romantycznej ma miejsce własnie na Montmartre. Rozpoznać można m.in. prześliczną karuzelę u podnóża bazyliki, most Pont des Arts, stacje metra Lamarck-Caulaincourt i Abbesses, dworzec Gare de l'Est... no i oczywiście miejsce pracy tytułowej Amelii - kawiarnię Des 2 Moulins.

Montmartre to również zagłębie teatrów, kabaretów i ... sex-shopów :) w tym temacie mieści się tam również Muzeum Erotyki. Ale najsławniejszym z kabaretów jest oczywiście Moulin Rouge. To świetne miejsce do robienia zdjęć - tło Moulin Rouge nad wywietrznikiem kanału wentylacyjnego z metra. Brzmi to mało romantycznie, ale z odpowiednim strojem można zapozować jak prawdziwa Marylin Monroe :)


Ostatnią odsłoną Montmartre jest to, że jest to dzielnica handlowa, w której mieści się pełno super tanich supermarketów i butików. Najprzeróżniejsze szpilki można tu kupić za 5 euro. Warto tam jeździć po kosmetyki, które potrafią być nawet dwa razy tańsze. Jednak należy pamiętać o tym, że ciasno tam od kieszonkowców, którzy chętnie kolejnym przechodniom chętnie sprzedadzą dopiero co skradziony telefon czy aparat...

Oczywiście dzisiaj nie udało mi się zobaczyć wszystkiego, dlatego też, że złapał nas wielki deszcz z gradem, który przeczekaliśmy pod parasolami pijąc... różowe wino ;) Do odwiedzenia pozostały mi: muzeum Salvadora Daliego, dom Erika Satie, wstąpienie do kilku kawiarni, na których z pewnością wzorowała się warszawsko-krakowska Charlotte. Jest do czego wracać, a spędzenie dnia na Montmartre jest naprawdę świetnym przeżyciem.

W tym temacie przychodzą mi do głowy trzy, zupełnie różne utwory: któryś z kawałków Yanna Tiersena z soundtracku "Amelii", Erik Satie i Ewan Mcgregor śpiewający w musicalu "Moulin Rouge" piosenkę pt. "El tango de Roxanne". Ponieważ Yann Tiersen jeszcze się pojawi, Erik Satie już występował, dzisiaj zabrzmi tango moulin rouge!